Popłakałam się podczas oglądania tej krótkometrażówki, chociaż znałam finał już od dzieciństwa, a sama śmierć dziewczynki nie została przedstawiona w tak drastyczny sposób jak w baśni.
A poza tym ten film to dowód na to, że Disney nie zawsze zmienia zakończenia smutnych baśni ;P
"Dzwonnika" książkowego ciężko nazwać baśnią. Mnie tam sie to zmienione zakończenie podobało.
Też nigdy nie rozumiałam, czemu w większości bajek były takie momenty, że zamiast oglądać je z uśmiechem na twarzy zalewałam się łzami. One powinny sprawiać przyjemność, a nie męczyć psychicznie dzieci, które w życiu dorosłym jeszcze i tak będą miały jeszcze wiele powodów do płaczu ;P
Takie baśnie przygotowują do dorosłego życia ;)
A tak poza tym: Andersen uważał, że "Dziewczynka z zapałkami" ma szczęśliwe zakończenie, ponieważ kończą się ziemskie niedole tytułowej bohaterki, którą kochająca babcia zabiera do nieba ;) Podobnie też uważał z "Małą syrenką", ale tam to było trochę bardziej skomplikowane (gdyż główna bohaterka marzyła o zostaniu żoną księcia nie tylko dlatego, że była w nim zakochana, ale także po to, by jako człowiek zyskać nieśmiertelną duszę - i ostatecznie, dzięki heroicznemu aktowi poświęcenia, takową zyskała).
Zależy od podejścia, jeśli bajka ma stanowić wyłącznie rozrywkę, to rzeczywiście ckliwe momenty są niepotrzebne. Ale wtedy też wartość dydaktyczna znacząco spada.
A wg Andersena (i podobno nawet aktualnego duńskiego modelu wychowania) bajki mają poruszać wiele emocji, również budzić smutek. To rozwija u dziecka empatię i oswaja z tematami trudnymi, lepiej przygotowując do życia w 'dorosłym' świecie. Ja generalnie się z tym zgadzam, ale oczywiście trzeba zachować umiar - co zresztą dotyczy każdej dziedziny.
A co złego w tym, że ktoś reaguje na niektóre filmy/książki/muzykę etc. w bardziej emocjonalny sposób niż inni? Dopóki nie przesłania to tej osobie kwestii realnych - np. ta osoba nie zaczyna atakować innych za to, że dana rzecz ich nie wzrusza, czy też nie wykorzystuje tego do krzywdzenia kogoś innego w inny sposób ("Mam prawo się wściekać - przed chwilą obejrzałam/em film, który mnie zdołował, więc muszę się na kimś wyładować") - nie widzę powodów, aby tego leczyć: zwłaszcza kiedy ten ktoś wzrusza się z tego powodu, tylko przy oglądaniu/czytaniu/słuchaniu tej rzeczy, a zaraz potem przechodzi nad tym do porządku dziennego. Ludzi wzruszają (i nie wzruszają) różne rzeczy.
W przypadku tego filmu dużą wagę odgrywa to, że "Dziewczynka z zapałkami" prawie zawsze doprowadzała mnie do łez, gdy była dzieckiem, więc mój odbiór tej baśni w dzieciństwie (oraz przywołanie wspomnień z tym związanych) na stówę odegrał ważną rolę w tym, jak teraz odebrałam ten film. Podejrzewam, że ta krótkometrażówka mogłaby mnie ruszyć w znacznie mniejszym stopniu (tj. może zrobiłoby mi się troszeczkę smutno w paru momentach, ale nic poza tym), gdybym wcześniej nie znała tej historii.
To nienormalne że ktoś tak z byle powodu reaguje
Tobie potrzebny jest psychiatra