Motyw wiary nie tyle przewija się w filmie co jest jego głównym wątkiem. W dzisiejszych czasach mało kto podejdzie do tematu choroby na zasadzie 'Bóg chce Nas czegoś nauczyć'. Trzeba jednak przyznać, że momentami łezka kręciła się w oku co uważam za wielki plus w filmach tego typu.
To nie kwestia religijności, bo mnie bardziej ciekawił telefon podczas oglądania niż sam film ;) I mało było tej wiary jak na to, jak był opisywany. Spodziewałam się trochę bardziej przekonującego kryzysu wiary albo chociaż bardziej przekonującej relacji a dostałam kieliszek wina rozrobiony wiadrem wody.